Rozpoczęcie sezonu motocyklowego

      3 komentarze do Rozpoczęcie sezonu motocyklowego

W tym roku wreszcie udało nam się wsiąść razem z Moniką na motocykl i pognać przed siebie. Razem z jednym z turystycznych klubów motocyklowych (nie mających nic wspólnego z zadufanym kongresem klubów motocyklowych) rozpoczęliśmy sezon motocyklowy z Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Choć to były zaledwie dwa dni, to te dwa dni będę dość często wspominał i pewnie wiele jeszcze myślał o tym czego doświadczyliśmy.

Największą przygodą podczas całego wyjazdu było spotkanie tak wielu zapaleńców turystyki motocyklowej. Niczym szarańcza opanowali całe drogi w Polsce. Tak jak zwykle, ludzie okazują się największą i najciekawszą atrakcją wyjazdów. Na jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy mężczyznę, który poruszał się na tak zwanej trajce (ang. trike), czyli przerobionym motocyklu z trzema kołami – dwa z tyłu, jedno z przodu. Pojazd taki wygląda bardzo kosmicznie, jednak nie to mnie zafascynowało. Motocykle bardzo zbliżają i nie są to puste słowa. Na trasie większość motocyklistów się pozdrawia, na stacjach benzynowych normalne jest to, że się rozmawia, niezależnie od wieku motocykliści mówią sobie na „ty”. Jakże pięknie byłoby gdyby tyle życzliwości ludzie okazywali sobie nie tylko siedząc na motocyklach. Wróćmy jednak do właściciela trajki. Porozmawialiśmy chwilę, gdzie kto jedzie, trochę o swoich maszynach, o tym skąd jedziemy. W sumie może trzy minuty. Mężczyzna podniósł się ze swojej maszyny i dopiero wtedy zobaczyłem, że nie ma nóg, a tylko protezy. Podróżował z żoną, która jechała za nim samochodem. Historię wypadku mogliśmy sobie dopowiedzieć sami. W całej sytuacji piękne było to, że motocyklista się nie poddał i jeździ dalej na tyle na ile może. Że ma wsparcie osoby najbliższej. Spotkanie tego małżeństwa na trasie dało mi wiele do myślenia, na miękkich nogach wyjechaliśmy ze stacji w dalszą podróż. Szczęściem koła wciąż były twarde…

Znajomych z klubu nie widzieliśmy ponad rok. Praktycznie niewiele się zmieniło, wszyscy dalej podróżują i dzielą się swoją pasją. To co mnie jednak poruszyło, to to, że nie ma ludzi nietykalnych i nieśmiertelnych. Jeden z najlepszych motocyklistów w grupie przyjechał z żoną samochodem. Mieli kolizję z jeleniem jadąc w środku sporej grupy motocykli. Obok w lasach było polowanie, zwierzę było tak zdezorientowane, że nie przestraszyło się warkotu motocykli tylko dało susa przez sznur motocykli zdejmując przy okazji dwie osoby z maszyny. Nasi bohaterowie poważnie się połamali. I znowuż pasja i pasja…. Bezmyślne i barbarzyńskie polowanie pośrednio przyczyniło się do tego, że omal nie zginęli ludzie. Poszkodowani się nie poddają, chcą dalej dzielić pasję z innymi i biorą udział w zlocie na tyle na ile mogą. Społeczność jest z nimi.

Nie piszę o widokach, które były przepiękne, nie piszę o samej pasji, piszę raczej o kosztach pasji, o zagrożeniach. Wielu z nas w tym roku wyjedzie na drogi i być może z nich nie wróci. Każde spotkanie z klubem motocyklowym i z motocyklistami to zawsze informacja o czyimś wypadku, kalectwie, śmierci. Motocykle to piękna pasja, daje dużo emocji, adrenalinę. Im bardziej mnie to wciąga tym bardziej zadaję sobie pytanie – czy warto? I wiem, że nie prędko zejdę z motocykla. Niestety nie wiem czy to dobrze.

I jeszcze jedno – największą zaletą podróży motocyklowych jest to, że motocykle budzą wśród ludzi bardzo pozytywne emocje. Ludzie stają się bardziej otwarci, chętni do nawiązywania kontaktów. Są bardziej życzliwi. Nawet ci, którzy na motocykle tylko patrzą. Turystyka motocyklowa ze względu na koszty stała się swojego czasu pasją bardzo elitarną. Elitarną nie tylko przez trud i niebezpieczeństwo podróżowania motocyklem, ale i przez cenę sprzętu. Szczęściem ten trend się odwraca. Motocyklistów jest coraz więcej i ludzi zarażonych pozytywnym bakcylem również. I nie chodzi tu o samą jazdę motocyklem, ale o relacje między ludźmi. O wiele zdrowszym afrodyzjakiem dla kontaktów między ludźmi jest jazda motocyklem, niż np alkohol (niestety często towarzyszący również pasji motocyklowej). Turystyczny klub motocyklowy, co do którego miałem wiele wątpliwości, muszę przyznać, że spełnia swoją funkcję. Jeżdżą ze sobą bardzo różni ludzie, połączeni jedną pasją. Jakże by było pięknie gdyby tak można było znaleźć jedną pasję, która połączyła by wszystkich, także tych spoza świata motocyklowego.

A skoro już o świecie motocyklowym mowa – niestety też nie jest różowo. Często ci, którzy uważają się za piewców i ustawodawców w świecie motocyklowym, głównie jątrzą i niszczą tak naprawdę całe piękno tej pasji. Mówię tu o klubach MC, które nie wpuszczają w swoje szeregi zielonych, niebieskich, fioletowych. I niechby sobie nie wpuszczali, ale po co narzucają większości swoje rasistowskie zasady? Przejechałem motocyklem w ciągu dwóch dni niecałe 1000km i widziałem kilka tysięcy motocykli, z czego może około 8 osób z klubów zrzeszonych w kongresie klubów MC. Różnica na drodze polegała na tym, że normalny motocyklista nie uzurpuje sobie prawa do bycia ważniejszym w jakiejś chorej hierarchii i korona z głowy mu nie spadnie, żeby pozdrowić pierwszy. Kluby MC nie pozdrawiają pierwsze i często na pozdrowienia nie odpowiadają. Za nieodpowiednią naszywkę na plecach można dostać łomot. Jak widać nic nie może być idealne i wspólna pasja także może antagonizować

Lewa w górę i do zobaczenia na trasie, czy to w mieście, czy w podróży. Dziękuję wszystkim, którzy zarazili mnie pasją. Nigdy nie myślałem, że jazda motocyklem sprawi mi tyle frajdy nie tylko ze względu na samą jazdę. Bądźmy jednak życzliwi nie tylko w siodłach. I bądźmy ostrożni – mamy jedno życie i zdrowie. I przeważnie nie żyjemy tylko dla siebie. Na szczęście.

Mariusz

 

Udostępnianie

3 thoughts on “Rozpoczęcie sezonu motocyklowego

  1. Dorota

    Co właściwie znaczy MC? Masz na mysli coś w stylu Hells Angels? Bo o tym to powszechnie wiadomo, że to gang a motory wydają się być tylko jednym z wielu czynnikow łączących członków gangu. Tak to przynajmniej wygląda w Amsterdamie.
    Nie, nie, nie widziałam osobiście, nie sprawdzałam – czytałam informacje w mediach.
    Pozdr.

  2. Mariusz Post author

    MC = motorcycle club. Wszystkie kluby MC wzorują się na Hells Angels i temu podobnych klubach. Członkowie MC przechodzą solidne pranie mózgu, cała filozofia istnienia klubu kręci się wokół „szacunku dla barw klubowych”. Nie mają żadnego umocowania prawnego, ale spróbuj pojechać w trasę z czymś na plecach i traf na troglodytów z MC. W najlepszym przypadku tylko sprują naszywkę z pleców. W Polsce kluby MC mają stronę: http://www.klubymotocyklowe.pl Jeśli nie wierzysz – sama poczytaj. Tylko nie wierz, że nie wzorują się na żadnych zasadach z zewnątrz – nawet nazewnictwo zaczerpnięte jest z klubów MC w USA. I masz rację – w USA to bandyci. U nas ciężko powiedzieć, czym się kluby zajmują. Masę klubów turystycznych, chrześcijańskich, kobiet itd. ze strachu jedzie na kongres MC i prosi MC o akceptację barw klubowych. Nie mają prawa głosu na kongresie, właściwie nie mają nic do powiedzenia. Ale jeśli MC im pozwoli to po 1-2 sezonach będą mogli się obszyć naszywkami i nie bać się, że dostaną wpierdziel na jakiejś imprezie motocyklowej. Jeśli masz wątpliwości to przeczytaj uważnie ich stronę: na imprezach organizowanych przez MC nie mają się prawa pojawić kluby nie akceptowane przez kongres. Jaki kongres, jakim prawem ktoś ma decydować co sobie naszyjesz na plecach???
    Pozdrawiam

  3. Dorota

    Przejrzałam stronę, którą wymieniłeś.
    Najbardziej zaskoczył mnie bad standing i „wszelkie kontakty wzbronione”…
    Faktycznie brzmi jak sekta jakaś… brrr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.