V-Strom następca Intrudera

      10 komentarzy do V-Strom następca Intrudera

Pod tym bardzo chytrym tytułem zamierzam opisać moje wrażenia, po zmianie motocykla cruiser Intruder 800C na enduro V-strom 650.

W poprzednim artykule opisałem przyczyny, dla których byłem zmuszony zrezygnować z cruisera. W tym chciałbym się zastanowić czy na dobre mi to wyszło.

DSC_0453

Po podjęciu decyzji o zmianie motocykla naturalnym wyborem był motocykl turystyczny. Rzuciłem się w wir poszukiwań, które błyskawicznie zostały schłodzone przez ceny. Ceny nowych motocykli sięgały przynajmniej 60000PLN, a wielu przypadkach znacznie przekraczały 100 000PLN. Oczywiście można byłoby wtedy kupić motocykl używany, ale chciałem mieć wreszcie coś takiego swojego, swojego od początku. Druga rzecz to absurdalnie wielkie moce motocykli turystycznych, znacznie przekraczające moje umiejętności panowania nad motocyklem. Wtedy – nie wiedzieć czemu – wśród pięknych motocykli turystycznych BMW z walem Cardana, ciekawej Yamahy FJR dostrzegłem motocykle enduro, które wtedy jeszcze z niezrozumiałych dla mnie względów ktoś wrzucił w motocykle turystyczne. Motocykle enduro są – niechże mi wybaczą sympatycy tychże – piekielnie brzydkie. Wyglądają tak, jak by ktoś do silnika dołożył koła i wszystko oplątał stalowymi i gumowymi rurkami. Brak owiewek, surowy agresywny owadzi wygląd mnie odstraszał. Ale…. Motocykle te w opinii użytkowników są kwint esencją motocykli turystycznych i są akceptowalne cenowo. Sam wybór V-stroma to była droga przez mękę. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem V-stroma delikatnie powiedziawszy zupełnie mi się nie spodobał. Zaczynałem wtedy przygodę z motocyklami zachwycony pięknymi ciężkimi cruiserami. Kiedy zobaczyłem enduro, wydawał mi się naprawdę brzydki. Byłem zdziwiony, że ludzie chcą jeździć na takich pokrakach. Z perspektywy cruisera miałem wrażenie, że prowadzący enduraki siedzą na wysokości mojej głowy (faktycznie siedzą kilkanaście cm wyżej, co na motocyklu jest kolosalną różnicą). Aż wreszcie przyszedł czas, kiedy w jego brzydocie dostrzegłem piękno i charakter. Nim jednak wybrałem V-stroma musiał on jeszcze stoczyć walkę w turystykami BMW – dużo ładniejszymi, mającymi większą moc i … droższymi. Sercem byłem przy BMW, jednak tym razem nie chciałem zrobić błędu podobnego jak przy cruiserze. Za radą zaufanego kolegi wybrałem V-Stroma – rozwiązanie przede wszystkim tańsze i bardziej uniwersalne (motocykl dobrze odnajduje się w mieście, gdzie czasem silnik jedzie na bardzo niskich obrotach). I co ważne – V-Strom jest najładniejszy ze wszystkich znanych mi motocykli enduro.

DSC_0360

DSCN3953

Nim kupiłem motocykl postanowiłem się na nim przejechać. Wpłaciłem kaucję 500PLN i dostałem z salonu motocykl. Z nerwów pomyliłem dźwignię hamulca tylnego z ze zmianą biegów (hamulec obsługiwany jest prawą nogą, biegi lewą), więc omal nie pobiegłem do salonu z rewelacją, że motocykl jest niesprawny. Pierwsze wrażenie było okropne, siedziałem na ogromnej drabinie, co gorsza, drabina się chwiała, a ja nie czułem gruntu pod nogami. Ruszyłem i zaraz po kilku metrach chciałem sprawdzić czy umiem się zatrzymać i dotknąć ziemi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy tej ziemi nie było i nie było. Wreszcie jej dotknąłem. Pojechałem na parking koło ruchliwej drogi. Policja ze zdziwieniem obserwowała, co wyprawiam z motocyklem. Kompletnie nad nim nie panowałem. Wyjechałem na drogę szybkiego ruchu. Uff na prostej dawałem radę, ale…. Pierwszy zakręt i od razu ślimak, zacząłem się pochylać i wtedy spanikowałem. W cruiserze siedziałem praktycznie niewiele nad kołami, a tu przy pochyle koła zostawały na asfalcie a ja odjeżdżałem z tyłkiem kompletnie na bok. Tego było za wiele, zwolniłem i jadąc bardzo powoli pokonałem ślimaka. Znowu trasa szybkiego ruchu, 120km/h i…… ratunku, chyba zgubiłem przednie koło, kompletnie nie wiedziałem gdzie jest. Ten motocykl jeszcze się nie zaczął a już się skończył. Po cruiserze, w którym dokładnie widziałem przednie koło, tutaj nie widziałem właściwie w ogóle motocykla pod sobą. Mało tego na prostej motocykl mi rzuca na boki. Jak tym jechać, kiedy jest tak niestabilnie? Zamiast godzinę, jeździłem nim może 25minut. Oddałem, miałem dość. Takie były początki, a jak jest teraz?

V-Strom jest motocyklem cudownym, uniwersalnym. Można nim pokonywać trasy na długim dystansie i przejechać na baku 400km (o ile to nie jest autostrada, bo wtedy ledwie 250). Dla porównania Intruder do 300km dojeżdżał na bardzo głębokich oparach i bardzo rzadko tak się udawało. V-Stromem można wjechać do miasta i przeciskać się między samochodami. Motocykl skręca, hamuje i przyspiesza, przy czym wciąż to nie jest motocykl sportowy. Jakie ma zalety i jakie wady?

IMG_8466DSCN6501DSC_0782

Koleiny. Jak pamiętacie zapewne z poprzedniego artykułu o Intruderze, koleiny to był koszmar. V-Strom ma opony znacznie chudsze niż Intruder, a do tego przednie koło jest bardzo duże. Dzięki temu po koleinach można jeździć wzdłuż i wszerz, bawić się niemal nimi. Nie wklejam się, nie mam problemu z wyjechaniem, motocykl dużo lepiej zachowuje się w koleinie niż samochód. Jak są dziury motocykl przeskakuje po nich dzięki dużemu kołu z przodu. Nawet bardzo duże nierówności na jezdni są pięknie przez motocykl wybierane. Wrażenie jest takie jak by się jechało luksusowym samochodem. Mercedes. Bajka.

Skoro jesteśmy już przy luksusach – V-Strom wybacza wiele błędów. Przede wszystkim skręca i to jak skręca. Jak jest mokro i się boję do kwadratu (normalnie tylko się boję), to zaczynam jeździć kwadratowo i motocykl wchodzi mi w zakręty, w których cruiserem musiałbym zwolnić, położyć się i przeżyć kolejny zawał widząc jak niewiele mam miejsca. V-Strom skręca na kwadratowo, a kiedy już odważymy się pochylić, to zakręt jest przyjemnością. Komfort jazdy i bezpieczeństwo jest nokautujące w porównaniu z cruiserem. Kiedyś nieco za agresywnie wszedłem w zapiaszczony zakręt, pupa zamiotła mi kilkadziesiąt centymetrów i…. V-Strom jak gdyby nigdy nic pojechał dalej. Cruiserem bym po pierwsze tak ciasno nie był w stanie skręcić, po drugie bym się na tym piachu wywrócił. Cruiser przy małych prędkościach wali się w zakrętach. V-Strom czasami mam wrażenie, że byłby w stanie zastygnąć w pochyle. A nawet jak się zaczyna walić, wystarczy lekko dodać gazu i już. Na V-Stromie zapomniałem co to znaczy się męczyć przy zakrętach. Kolejna bajka.

Bolący kręgosłup. W cruiserze co 160km zatrzymywaliśmy się dotankować i rozprostować kości. Jak przejechaliśmy 200-250km to kręgosłup był już wyraźnie poruszony. Pasażer co chwila musiał się poprawiać na siedzeniu. Patrząc niewprawnym okiem na siedzenie w cruiserze dla pasażera wydawało nam się że jest super wygodne. Spotkała nas miła niespodzianka. Enduro możemy pokonać spokojnie 200-400km bez zatrzymywania się. Monika poprawia się może raz na 200km. Nie ma bólu kręgosłupa. Okazało się, że siedzenie w enduro jest dużo szersze i przez to też wygodniejsze dla pasażera. Co z prowadzącym? Przede wszystkim wreszcie miałem okazję się przekonać do czego mogą służyć podnóżki w motocyklu. Wszystkie nierówności jeśli nie są wybrane przez motocykl, to nie idą mi w bezpośrednio w kręgosłup, ale w nogi. Do tego motocyklem po bardzo nierównym terenie można jechać na stojąco obniżając w ten sposób środek ciężkości i zapewniając sobie bardziej stabilną jazdę. Znowuż – bajka.

Przyspieszenie i prędkości – większe niż w Intruderze. Wciąż bezpieczne, bo V-Stroma trudno jest postawić na tylnym kole. A w trasie bardzo przydatne. Dla mojego Intrudera 130km/h to już nie była prędkość podróżna. Owszem autostradą jeździliśmy i 160km/h, ale przez sekundę i zaraz znowu spadaliśmy do zwariowanej prędkości 150km/h, przy której jeśli tylko dołożylibyśmy skrzydła, to wzbilibyśmy się w powietrze. Intruder już wtedy leciał bez skrzydeł. Prędkość podróżna cruisera na autostradzie 120-140km/h. Enduro to też nie jest rakieta, ale komfort jazdy jest zdecydowanie większy. 150Km/h można jechać autostradą komfortowo, a jeździliśmy czasem 170km/h (maksymalnie z pasażerem 180km/h), gdzie o ile nie ma dużego wiatru można jechać. Czasami brakuje trochę ognia na autostradzie z pasażerem. Ale, że nie jeździmy zbyt wiele autostradami to i nie narzekamy. Testy przeprowadzono rzecz jasna na niemieckich autostradach ;-). Poza autostradami V-Strom przy moim braku umiejętności jeździ spokojnie tyle ile cruiser na autostradzie (oczywiście i ile trasa nie jest zablokowana itd. itd).

Hamowanie. Ponieważ w Intruderze to był koszmar, w V-Stromie zadbałem o ABS. ABS nie wyciągnie mnie co prawda z uślizgu bocznego, ale na mokrym, na piachu mogę bez oporów zacisnąć klamkę. Hamowanie jest dużo bardziej skuteczne niż w Intruderze. Jednak niestety nie do końca jest to bajka, jak jest pasażer. Wtedy muszę jechać trochę mniej agresywnie. Ogólnie zmiana bardzo na plus, ale przydało by się jeszcze lepiej przy obciążeniu. Wreszcie nie muszę trzymać „kilometrowego” zapasu za jadącym przede mną samochodem.

Oświetlenie – V-Strom jest wyposażony w rewelacyjne oświetlenie z przodu. W cruiserze lampa z przodu wystarczała nocą na bardzo niewiele tj niewiele oświetlała, była też kiepsko widoczna dla kierowców, którzy patrząc na nią z daleka nie bardzo ją respektowali lecąc mi na czołowe zderzenie. Bo przecież zdążą. Dlatego w cruiserze miałem dołożone halogeny, ale nawet to nie bardzo mi rozwiązywało sprawę (szczególnie, że jak wspominałem wcześniej instalacja elektryczna była słaba i częste używanie halogenów i świateł drogowych prowadziło do jej uszkodzenia). V-Strom dał mi to czego było mi potrzeba. Okazało się, że kierowcy w większości przestali mi jeździć na czoło (oczywiście zawsze trafi się jakiś model), jestem znakomicie widoczny z przodu i mało tego – dla mnie news sensacyjny – te światła oświetlają drogę. Oczywiście to nie jest samochód, ale wreszcie na drodze nocą mam szansę zobaczyć coś przed sobą. Kształt świateł w V-stromie jest zdecydowanie bardziej agresywny niż w Intruderze, co studzi zapędy wielu użytkowników dróg. Wolą, żebym już pojechał, niż żeby byli zmuszeni uważać na kulę światła za nimi, przed nimi, czy z boku (a dniem nie używam drogowych świateł….).

DSC_1006

Ładowność. I to jest trudny punkt przy którym nie bardzo wiem co napisać. V-Strom nie dostaje ładownością do cruisera, jest też trudniejszy do zapakowania. Rozwiązań jest tyle ile motocyklistów. Ja mam aluminiowe kufry (dwa boczne, plus jeden centralny), w sumie 150litrowe. Więcej się chyba nie dało. Niestety dołożenie kufrów bocznych w podróż powoduje to, że już między samochody nie wjedziecie (no czasem się da…). Motocykl zajmuje ok. 3/4 szerokości samochodu, co niestety jest jego dużą wadą. Trudniej się wyprzedza, bo musicie pamiętać, żeby zrobić miejsce na kufry. Przy czym motocykl się pochyla, więc na to też miejsce być musi. W kufry da się zapakować sporo, ale ponieważ motocykl jest wysoki czuć każde dołożone 10kg. Wzięcie bezwładnego 20kg worka ze żwirkiem jest bardzo odczuwalne w zakręcie (szczególnie jak worek niespecjalnie stabilnie siedzi na motocyklu). Tutaj tęsknię do cruisera, gdzie tego tak czuć nie było.

IMG_6440

Wysokość motocykla – V-Strom jest motocyklem dość wysokim. Tak wysokim, że ja na postojach stoję na palcach, żeby motocykl przytrzymać. Pal sześć, jak droga jest równa. Kiedy wjadę między samochody, zatrzymam się między pasami, a na drodze są koleiny , to stojąc na górce rozpaczliwie próbuję znaleźć grunt pod nogami w koleinach. Żeby nie wyrżnąć w pojazdy wokół mnie czasem muszę po prostu dodać gazu, bo może 10cm dalej będzie łatwiej. Z pasażerem jest nieco lepiej, bo pod wpływem obciążenia motocykl przysiada i staję na całej stopie. Wtedy jednak masa motocykla jest sporo większa i wcale nie jest łatwo zapanować nad maszyną np. na podjeździe z którego muszę ruszyć i włączyć się do ruchu skręcając w lewo albo prawo, albo kiedy pasażer sięga do bramki na autostradzie po bilet do szlabanu. Wysoki motocykl, to też wyżej ułożony środek ciężkości i trudniejszy do opanowania motocykl. Na V-Stromie zrozumiałem dopiero co to znaczy wiatr boczny. W Intruderze czasem też trzeba było walczyć, ale to jest nic w porównaniu do V-Stroma. Przy wyprzedzaniu ciężarówek jest to bardzo dobrze wyczuwalne – kiedy zaczniecie manewr wyprzedzania i jesteście już z boku pojazdu, ciężarówka zaczyna Was wsysać (bo chronieni jesteście przed wiatrem z prawej strony). Kiedy jesteście na wysokości kabiny kierowcy już trzeba się kłaść na ciężarówkę i dodać gazu. Wiatr może Was przestawić o 3/4 pasa, a czasem pewnie i więcej. Przy wietrze jeszcze kapkę bym się zatrzymał, bo dla mnie temat jest odpowiednikiem cruiserowych kolein. Nieustanna walka z wiatrem bocznym, szczególnie kiedy jedziecie z dużym żaglem (pasażer plus kufry), to walka o przeżycie. Wynika to pewnie też z braku doświadczenia. Na V-Stromie zapomniałem o koleinach, ale niestety dostrzegłem wiatr. Zaletą wysokiego motocykla jest to, że z reguły prześwit pod motocyklem jest większy, przez co motocykl może jechać po większych wertepach. Ale jeśli dołożymy na dole osłonę silnika i nóżkę centralną, to może na jedno wyjść z cruiserem. Dzięki geometrii V-Stroma pozycja na nim jest bardzo komfortowa. I niestety coś za coś. Albo będzie nas bolała pupa, albo będziemy walczyć z wiatrem i równowagą na postojach. Życie.

Wywrotki na V-Stromie – tfu tfu, doświadczeń tu wielkich nie mam. Z V-Stroma zdjął mnie skuter między pasami, uderzając mnie w kierownicę, zakopaliśmy się kiedyś w piachu i mało widowiskowo, jak w zwolnionym tempie wysiedliśmy z motocykla i raz otworzono mi drzwi między samochodami omal nie ucinając mi palców i gnąc kierownicę. We wszystkich przypadkach to nie była wina V-Stroma. Motocykl mimo upadków stracił raz dźwignię od sprzęgła (pękła), lusterka trzeba było podokręcać, lekko wyklepać kufer i już. Małe gmole, które co prawda nie chronią mi już nóg, wspaniale zasłoniły silnik i inne elementy motocykla. Wysiadka z motocykla odbywała się na zasadzie katapulty, co nie jest wcale takie złe, bo motocykl nie spadał na nas.

Łańcuch zmorą V-Stroma – faktyczną wadą V-Stroma w porównaniu do Intrudera jest łańcuchowy napęd koła. Cruiser był napędzamy kompletnie bezobsługowym wałem Cardana. V-Strom ma napęd łańcuchem, który musi być smarowany mniej więcej co 300km i po każdym prawie deszczu. Prawdopodobnie ze względu na zbyt obfite smarowanie łańcucha przeze mnie smarem uwalona jest znaczna część felgi tylnego koła, błotnik, a nawet kufer centralny. Do tego pamiętać należy o odpowiednim naciąganiu łańcucha. Ja akurat jeżdżę od przeglądu do przeglądu i sprawdzam naciągnięcie. No tu jest minus, bo przy łańcuchu trzeba się trochę nagimnastykować.

Mycie motocykla – a co zdziwieni? Zapomniałem o tym napisać przy cruiserze i napiszę to teraz. Każdy cruiser musi się świecić. Nie wypada po prostu jeździć brudnym motocyklem. Na początku kompletnie nie wiedziałem po co moi klubowi koledzy z samego rana biegną do swoich motocykli. Ano do sakw, do ukochanych ściereczek i szmatek, którymi dopieszczać trzeba cruisera przez cały czas. Mało tego, podczas pierwszego mojego rozpoczęcia sezonu zwrócono mi uwagę, że mam brudne białe lampasy na oponach i muszę je umyć. Myć opony?? Jak nie próbowaliście, to nie wiecie czym to pachnie. Wyszorowanie jednego koła zajmuje od 20minut w górę. Przy czym jeśli chcecie dobre umyć szprychy to 40minut na koło nie jest wcale przesadą. Czasami siedziałem i godzinę nad jednym kołem. Nawet jeśli nie mówimy o kołach, to wszystkie elementy chromowane winny być pięknie wyczyszczone i umyte. Najlepiej po każdym deszczu, żeby nie było kropek. I tu dochodzimy do V-Stroma – klasycznemu endurakowi do twarzy jest w piachu i błocie. Wystarczy przemyć lusterka, światła i już można jeździć. Mycie kół to i tak syzyfowa praca, więc się poddałem. A motocykl i tak wygląda dobrze. Duży plus w porównaniu do godzin spędzonych na myciu.

Czy żałuję zmiany cruisera na enduro? Nie żałuję, chociaż nie jest to odpowiedź zupełnie bez zastanowienia. V-Strom jest idealnym, uniwersalnym rozwiązaniem dla kogoś, kto jeździ codziennie do pracy i w trasy. Jest tani w eksploatacji (potrafi spalić przy spokojnej jeździe 4l/100km, serwisowanie też jest tańsze w porównaniu do innych turystyków). Jest bezpieczny i jazda nim to przyjemność. Jest też najpiękniejszym brzydkim enduro jakiego znam. Nie można mu odmówić charakteru i rozpoznawalności (spójrzcie w oczy V-Stromowi). Do ideału brakuje mi wału Cardana i nieco lepszego rozwiązania z kuframi (żeby motocykl nie był tak szeroki). Enduro przewyższa cruisera właściwościami jezdnymi, bezpieczeństwem jazdy. V-Strom jest najlepszym wyborem jakiego mogłem dokonać. To takie trochę małżeństwo z rozsądku, w którym z czasem dostrzega się i odrobinę szaleństwa. Do Intruderów sentyment pozostanie na zawsze. Chociaż są męczące i boli mnie kręgosłup, jak tylko na nie spojrzę, to są po prostu piękne. Czasem widzę jak motocykliści cruiserowi krzywią się na widok mojego motocykla. Uśmiecham się tylko. V-Strom to piękno ukryte, nieoczywiste. Subtelności wyłapuje się z czasem. Sztormiak jeździ, Intruder wygląda. I tak chyba zostanie. Lewa w górę!

DSC_0769

Udostępnianie

10 thoughts on “V-Strom następca Intrudera

  1. Dorota

    Bardzo dobry tekst. (O ile mnie, laikowi w tej dziedzinie wolno cokolwiek oceniać 😉 )
    A najbardziej podoba mi się zakończenie – ostatnie zdania 🙂
    Nie miałam pojęcia, że cruisera trzeba aż tak pucować… no ale to dla zapaleńców chyba przyjemność…?
    A co o nowym motocyklu myśli Monika?
    Pozdrawiam,
    D.

  2. NeverDark

    Dobry artykuł, podpisuję się pod konkluzją: cruisery wyglądają, ale to turystyki i funduro jeżdżą, by było śmieszniej – sam przeszedłem identyczna drogę, tyle, że nie z intrudera a z shadow’a.

  3. DJ_Rydzyk

    Opis wad początkowych sztorma czyta się jak pamiętnik zbłąkanego, pijanego dziecka we mgle. Poradnik nieporadności. Utulić i pogłaskać…

  4. Mariusz Post author

    @DJ_Rydzyk wielkie dzięki za komentarz. Pijane dziecko odwzajemnia utulenia i ugłaskania, rozumiejąc, że samoocena autora komentarza wzrośnie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Ale tak, nie da się zarzucić, że moja pierwsza przejażdżka V-Stromem wyglądała jak przejażdżka zbłąkanego dziecka.

  5. Igi

    Fajny opis 🙂 drażni mnie tylko słowo enduro 🙂 bo sztormiaki to nawet obok enduro nie stały 🙂

  6. IC.Ak

    Bardzo dobry tekst. Zwróciłeś uwagę na kilka bardzo istotnych spraw, które powinni szczególnie wziąć sobie do serca początkujący, zwłaszcza napaleni na sporty. Moim zdaniem „ścigaczami” lub mocnymi streetami na samym początku jeździ się po prostu najłatwiej, najszybciej można załapać pewne nawyki motocyklowe. W przeciwieństwie do cruiserów świetnie hamują, skręcają i przyśpieszają. Z drugiej strony środek ciężkości jest znacznie niżej aniżeli na przykład w sztormiaku, co jak słusznie zauważyłeś ułatwia prowadzenie motocykla. To wszystko sprawia, że zaczynając przygodę z motocyklami, początkujący na ścigaczu szybciej nabywa pewności siebie, obycia i … paradoksalnie to właśnie szybciej go gubi. Nie zauważy nawet subtelnej granicy, kiedy zbyt szybkie odkręcenie manetki lub zbyt gwałtowne ujęcie gazu, zwłaszcza na niższych biegach spowoduje uślizg tylnego koła, a branie łuku przy 170 km/h to nie tylko przeciwwskręt ale przede wszystkim odpowiednie traktowanie gazu w zakręcie, patrzenie niekoniecznie tam gdzie podpowiada logika itp. Nie wspominając już o przelotowych 200 km/h i nieświadomości ile metrów pokonasz, zanim mózg prześle to twojej dłoni sygnał, aby zrobić szybki przeciwskręt w celu ominięcia nagłej przeszkody. Żeby było jasne ja nikogo nie oceniam, tylko życzę wszystkim aby zawsze mieli więcej pokory w stosunku do motocykla, niż ułańskiej fantazji. LWG !

  7. Przemek

    Tak dobrego tekstu o motocyklach dawno nie czytałem. Słowa uznania dla autora. Bardzo cenię sobie też szczerość jaką da się wyczuć w każdym zdaniu. Wielu z początkujących motocyklistów wstydzi się przyznać do tego o czym Autor otwarcie mówi. Osobiście stoję obecnie przed wyborem pierwszego motocykla. Przez moment myślałem nawet o Yamaha Midnight Star 950 ale po lekturze artykułów Autora poprzedzonej własnymi przemyśleniami ostatecznie i definitywnie odpuszczam. Głupi pomysł. Zawsze czułem sentyment do Sztormiaka. W odsłonie na rok 2018 V-Storm 650 dla mnie osobiście wygląda super. Naczytałem i naoglądałem się jednak wielu opinii i testów w stylu, że silnik V na początek to nic dobrego, że za wysoki środek ciężkości i takie tam co w konsekwencji przeniosło moje zainteresowania w stronę Hondy NC 750X. Jednak po lekturze artykułu Autora chyba raz jeszcze rozważę Sztormiaka 650. Może sam Autor doradzi coś kompletnemu nowicjuszowi, który również nie boi się przyznać, że nie jest mistrzem winkli a osiągi rajdowców Moto GP są dla niego wyczynami rodem z równoległego świata obcych 🙂

  8. Mariusz Post author

    @Przemek – bardzo dziękuję za komentarz. Artykuł pisałem 5 lat temu, więc wiele od tego czasu się zmieniło. Dobrze, że odpuszczasz cruisera na początek. Co do V-Stroma – dla mnie to motocykl niemal idealny. Zależy do jakiej jazdy szukasz motocykla, czy chcesz jeździć z pasażerem, czy solo, czy turystycznie czy po mieście, czy z bagażem, czy bez, czy po asfalcie, czy też nie. Tutaj pewnie nie uda nam się znaleźć odpowiedzi na Twoje pytanie, bo mam za mało danych. V-Strom – wspaniała, uniwersalna maszyna „do wszystkiego”. Na pierwszy motocykl też dobra, chociaż może być kapkę wysoka i przez to trudna. Silnik… jedyną wadą widlaka V-Stroma jest to, że jako V-ka po prostu trzęsie. Nie jest to też najnowsza konstrukcja, ale jest sprawdzona i nie do zajechania. W tym roku sprzedałem V-Stroma, tylko dlatego, że zamarzyła mi się jakaś zmiana i więcej mocy. Poza tym naprawdę V-Strom to motocykl idealny – ale to dla mnie. Jak będzie dla Ciebie? Nie wiem. Honda NC750X to wspaniała i bardzo mało paliwożerna maszyna. Jeździła u nas w klubie z automatyczną skrzynią biegów i kolega był nią zachwycony. Jeśli miałbym podpowiedzieć coś bardzo zdroworozsądkowo na początek – Suzuki SV650A (koniecznie z ABS). Trzymam kciuki za wybór i do zobaczenia na trasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.