Zwykle osoby, które spodziewają się dziecka zaczynają zaglądać na strony internetowe poświęcone ciąży i opiece nad niemowlętami. Niektórzy kupują mniej lub bardziej opasłe książki o macierzyństwie i ojcostwie. Zdobywają w ten sposób informacje o tym jak rozwija się dziecko, jak przebiega połóg, dowiadują się co zrobić, gdy mały brzdąc nie chce spać albo ma czkawkę :). Wiele porad umieszczonych w internecie jest pożytecznych, ale zdarzają się również bezsensowne, w stylu: gdy dopada cię huśtawka nastrojów po porodzie spróbuj się zrelaksować, weź aromatyczną kąpiel. Jak dla mnie bardziej użyteczną radą byłoby: kładź się i staraj zasnąć, gdy to jest tylko możliwe! Po przejrzeniu sporej ilości „dziecięcych” stron naszła mnie refleksja, że na tak niewielu z nich można znaleźć opisy mniej promiennych aspektów sprawowania opieki nad brzdącem. Większość porad ma słodko-lukrowany wydźwięk i chociaż piszą się w nich, że dziecko miewa kolki, wszystko to jednak nie ma znaczenia w porównaniu z pierwszym uśmiechem niemowlaka. Eh, moim zdaniem kolki jednak mają znaczenie, a pierwszy uśmiech bobas śle zazwyczaj bezwiednie w stronę sufitu, a nie pochylonej twarzy mamy czy taty :). Tak samo pisanie o aromatycznej kąpieli jest z pewnością radą sympatyczną, mającą na względzie dobro świeżo upieczonej matki, nijak ma się jednak do rzeczywistości.
Pierwsze dni sprawowania opieki nad noworodkiem to trudny i wyczerpujący czas, w którym początkujący rodzice muszą zmagać się z wieloma obiektywnymi i subiektywnymi przeszkodami.
Wszystko zaczyna się od porodu, który zapewnia ogromną porcję wrażeń. Jest to bolesny i wyczerpujący start, a przecież bieg dopiero się rozpoczyna. W pierwszych tygodniach potrzeba wiele siły i energii, tymczasem zostajecie ich pozbawieni na samym początku. Co prawda najpierw na nogach trzyma jeszcze adrenalina, przychodzi jednak moment gdy wyczerpanie fizyczne kładzie na nos najwytrwalszych.
Zmęczenie. To najmocniejsze doznanie, które nie odstąpi człowieka przez ok. 6 tygodni. Nawet najgrzeczniejsze i najsłodsze dzieci budzą się na początku co 3-4 godziny. Trzeba je nakarmić i przewinąć. Niby nic trudnego. Karmienie jednak potrafi trwać do godziny, a licznik do następnego posiłku zaczyna bić od rozpoczęcia poprzedniego. Z 3 godzin zostają więc jakieś 2 na ewentualny odpoczynek. Niby nie jest to jeszcze zły rezultat, zwłaszcza jeśli nie uwzględni się, że rodzice robią cokolwiek innego poza zajmowaniem się małą pociechą. Trzeba jednak jeszcze uwzględnić fakt, że pociecha nie zawsze chce grzecznie usnąć po zaspokojeniu głodu. W jej rozkładzie dnia nie ma również rozgraniczenia między dniem a nocą. Bywa więc, że mama śpi na dobę jakieś 3 godziny. Jest więc obolała po porodzie i dodatkowo bardzo niewyspana.
Zdarza się, że maleństwa mają problemy z brzuszkiem – a to gazy, a to kolki. Gdy coś im dolega płaczą. Idealny rodzic z poradników czyni wszystko by ulżyć swemu biednemu szkrabowi, jest cierpliwy i wytrwały. Rodzic rzeczywisty robi wszystko by pomóc swojemu szkrabowi i klnie pod nosem, że już nie daje rady. Spał dzisiaj 2 godziny, szumi mu w głowie, dziecko płacze…
A na dodatek bobas nie ma instrukcji obsługi. Nie bardzo można się z nim jeszcze dogadać. Sygnały które wysyła są mało czytelne. Rodzą się więc pytania. Ogromna liczba pytań. No dobrze wreszcie śpi – ale czy nie za krótko, a może za długo? Płacze – jest niewyspany? Boli go brzuszek? Głodny? Czy na pewno zjadł wystarczającą ilość? A co to za krostki na jego buzi? Może alergia? A ta kupka niezbyt rzadka? Czemu nie ma kupki? Czemu znowu jest kupka?…. Cóż gdy się jest niewyspanym liczba pytań może ulec zwielokrotnieniu.
Dodać trzeba jeszcze, że po porodzie większości mam towarzyszy mniejsza lub większa huśtawka nastrojów. Wynika to z rozregulowania gospodarki hormonalnej i na szczęście ma charakter przejściowy. Zwykle nie przybiera zbyt dużych rozmiarów. Bywa jednak różnie. Nawet jednak gdy huśtawka nie jest zbyt duża to i tak daje się we znaki. Zwłaszcza, że dokłada się do zmęczenia, niewyspania, niepewności.
Statystyki w Polsce wskazują, że rodzi się coraz mniej dzieci. Czyżby brak opisów problemów związanych z rodzicielstwem był sposobem na podniesienie wyników dzietności? A może pisać o tym nie wypada – przecież wiadomo, ze dziecko to ogromne szczęście. A ja bym chętnie poczytała trochę narzekań, nie czuła bym się wówczas jak wyrodna matka. Bo choć dziecko faktyczne szybko potrafi zawładnąć uczuciami rodzica, to nie oznacza to, że czasami nie daje się we znaki. Wiem, że wszystkie bolączki związane z opieką nad oseskiem trzeba przetrwać. Dziecko w końcu zaczyna przesypiać noce, kolki mijają, a uśmiechy na twarzy niemowlaka są oznaką radości a nie np. gazów. Przez pierwsze tygodnie rodzicielstwa trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość i powtarzać sobie zdanie: w końcu się wyśpię, a moje dziecko, mimo, że nie ma instrukcji obsługi, stanie się czytelną i bardzo interesującą opowieścią. Chętnie bym znalazła w internecie artykuły, w których przeczytam, że świeżo upieczona mama nie zawsze musi być uśmiechnięta, może poczuć się nawet sfrustrowana, zmęczona, przytłoczona i nie ma co się wstydzić tych uczuć, bo są one na początku czymś normalnym. Stanowią one część rodzicielstwa i to może dzięki nim bardziej docenia się radosne chwile spędzone przy dziecku.
Monika
Ja gdzies czytałam o tej drugiej stronie macierzyństwa, ale gdzie to było…? Nie mogę sobie przypomnieć. I to jest chyba kolejny dowód na to, że pisanie o trudach macierzyństwa i ojcostwa nie jest popularne. Więc jesteś pionierką 🙂
A poza tym – dobry tekst. Masz łatwość pisania. Pisz więcej jak tylko znajdziesz czas między przewijaniem a karmieniem… 😉
W roku 2006 ktoś w bardzo dobitnych słowach wyraził to, co w istocie może dziać się z człowiekiem tuż po porodzie, kiedy świeżo upieczeni rodzice nie czują nic więcej poza zmęczeniem i sfrustrowaniem. Artykuł choć brutalny i miejscami wulgarny, uważam, że był potrzebny. Bardzo trudno pogodzić się z sytuacją, kiedy miast odczuwać spodziewaną powszechnie ekstazę, zawodzimy siebie i otoczenie zgoła innymi odczuciami. Myślę, że warto powiedzieć prawdę, jak to jest, warto mówić także o cierpieniu, zwątpieniu i frustracjach. Wtedy opisy macierzyństwa i ojcostwa będą bardziej prawdziwe, ludzkie i wiarygodne. Zapraszam Was do zapoznania się z tekstem Agnieszki Chylińskiej. Rok 2006 to już historia. Chylińska zdecydowała się mimo takich doświadczeń na drugie dziecko. Pozytywne w tej historii jest to, że w większości przypadków początkowe cierpienie jest wynagrodzone uczestniczeniem w życiu dziecka.
Artykuł Chylińskiej
Artykuł Moniki traktuje dokładnie o tym samym. Jest o tyle cenny, że powstał niezależnie od artykułu Chylińskiej i Monika miała czas, żeby się otrząsnąć. Chylińska tworząc felieton pisała go jeszcze w czasie, w którym się pisać nie powinno.
Mariusz