Moja córka przyjmuje leki, które musi brać miesiącami i jest to kuracja, której przerwać nie można. Mamy trochę szczęścia w nieszczęściu, że leki refundowane są przez NFZ. Otrzymaliśmy dokument od lekarza z Centrum Zdrowia Dziecka stwierdzający konieczność przyjmowania tabletek przez Małą. Dzięki temu możemy chodzić do jakiegokolwiek lekarza z prośbą o wystawienie kolejnej recepty. Tak dobrze się składa, że firma, w której pracuję, zapewnia nam ubezpieczenie medyczne i nie musimy płacić za każdą wizytę lekarską i leczymy się poza NFZ. Zazwyczaj dostajemy receptę na 2-3miesiące. Nikt do tej pory nie robił nam problemów. Trafiliśmy jednak na lekarza w Medicover, który wystawił nam receptę tylko na miesiąc, tłumacząc się, że jest z recept rozliczany i nie może wystawić innej recepty. Traf chciał, że recepta wystawiona była na lek w egzotycznej podwójnej dawce, której w żadnej z czterech odwiedzonych aptek nie było. Zdecydowaliśmy się wziąć dawkę o połowę mniejszą. Apteka nie miała jednak aż tylu opakowań, więc wydała żonie tylko połowę i nie poinformowała jej, że ma prawo do odbioru drugiej połowy leku. Ponieważ szybko zabrakło nam medykamentu, więc zapisaliśmy się jeszcze raz do lekarza trafiając niestety na tego samego. Lekarz stwierdził, że tym razem nie może wystawić w ogóle recepty, bo jest z tego rozliczany, a dopiero co lek dostaliśmy. Żadnej informacji, jak problem rozwiązać i pomóc dziecku. Ważniejsza była kontrola z NFZ niż zdrowie dziecka. To niesamowite, że lekarz wziął pieniądze za wizytę i zostawił matkę z dzieckiem bez pomocy. Złożyłem skargę i oto czego się dowiedziałem.
Po raz kolejny zmieniły się przepisy i teraz odpowiedzialność za źle wystawione recepty ponoszą lekarze (wcześniej odpowiedzialna była placówka, gdzie lekarz pracował). Kara – 200PLN za każdą złą receptę. Lekarz, który nas przyjmował dostał już karę za niechlujne wydrukowanie recepty, gdzie część PESELu pacjenta zostało zasłonięta kodem kreskowym. Dodatkowo kontrole NFZ uruchamiają się z automatu przy przekroczeniu pewnej liczby recept na leki refundowane w określonym czasie. Lekarze unikają więc wystawiania recept na leki refundowane i robią wszystko, żeby ograniczać ich ilość. Nie istotne jest zdrowie pacjentów, a wszystkiemu winne są złe przepisy. Tyle, że moje pytanie, czy tylko przepisy? Czy naprawdę nie ma możliwości rzetelnej pracy, tak, żeby kontrole nie wyłapywały błędów, a duża ilość recept na leki refundowane dała się obronić? Co robią zatem lekarze? Ano część z nich w ogóle nie podpisuje umowy z NFZ. Płacimy składki ZUS i mimo tego leczymy się poza systemem. Jeśli lekarz nie powie nam, że nie ma podpisanej umowy z NFZ, to dostaniemy receptę na 100% wartości leku. Moje pytanie – dlaczego? Dlaczego płacąc na NFZ nie mamy dostępu do świadczeń? Dlaczego mamy korzystać z usług lekarzy, którzy takiej umowy nie mają podpisanej? Zapytałem się o to Medicoveru. Odpowiedź znowuż była smutna – lekarze pracują na umowy zlecenie. Placówka nie ma możliwości zmuszenia ich (albo tak mówi) do podpisania umowy z NFZ. Kiedyś poszedłem do lekarza po maść, która refundowana kosztowała kilkanaście złotych, a bez refundacji niecałe… 800PLN. Jest więc o co walczyć. Wiele osób korzystających z płatnej opieki medycznej w sieciach medycznych nieświadomie przepłaca, bo nie wie, że np. materiały opatrunkowe i do rehabilitacji należą się ze zniżką. Sieci mają wiele reklamacji z tego powodu, co zresztą same potwierdzają. Teoretycznie w koszyku naszych świadczeń zdrowotnych mamy wszystko. W praktyce nie możemy z tego korzystać, bo są kolejki, więc np. w onkologii nie ma na co czekać i trzeba się ratować płacąc za wszystko, albo walcząc na każdym etapie o wszystko. Leki refundowane w całości dla seniorów są refundowane tylko i wyłącznie wtedy, kiedy są wystawione przez lekarzy rodzinnych. A więc np. lek od kardiologa, musi być przepisany nie przez kardiologa a przez lekarza rodzinnego i dopiero wtedy jest refundowany. Chory jest system, chorzy są lekarze, dla których ludzie przestają się liczyć, bo medycy czują się wiecznie zagrożeni karami, przepisami, biurokracją. Na samym końcu pozostajemy my i najlepiej, żebyśmy byli zdrowi.
Mariusz