Jakieś 9 lat temu napisałem artykuł o tym, jak sam trafiłem na jogę, dlaczego uważałem ją za fantastyczną dyscyplinę. Teraz miałem pomysł, żeby napisać o samej jodze, szczególnie o jodze Iyengara, tylko że przepisywałbym książki. Informacje te są powszechnie dostępne. Skupię się więc na moich doświadczeniach – około 10 latach spędzonych na macie. To przede wszystkim spotkania z różnymi ludźmi, uczniami, nauczycielami, szkołami, podejściami, wizjami, przemyśleniami, książkami. Nim w ogóle zacząłem rozumieć, czym jest joga, chodziłem na zajęcia przez kilka lat. Wtedy zaczęło mnie intrygować, po co właściwie ludzie ćwiczą/praktykują, co daje im joga, jak ją widzą. Sięgnąłem po literaturę, bo przyszedł dobry moment na zderzenie własnych przeżyć z teorią, poszedłem na warsztaty, przemogłem się też do zajęć z elementami medytacji. No i rozmawiałem, bo to kocham robić.
1. Wiecznie początkujący – to jedna z większych grup, ludzi, którzy pojawiają się na salach bardzo nieregularnie, od przypadku, do przypadku, od wakacji do wakacji. Zazwyczaj są zapracowani, albo mają inne hobby, uprawiają sport. Na jogę trafiają z ciekawości, , obiecując sobie, że zaczną od następnego roku, od następnych zajęć. Doświadczają „dobrego dotyku” rezultatów wysiłku spędzonego na macie. Czują się lepiej, zdrowiej, żywiej. I chcieliby ten stan już zachować. Tylko potem przychodzi tzw życie i życie wygrywa. Czasami jest tak, że joga stanowi element leczniczy. Czyli trenujemy sobie np. bieganie, a potem biegamy na jogę, żeby się porozciągać. Wszak joga pomaga w każdym sporcie, ale samej jodze każdy sport szkodzi. Na grupę początkującą trafiają też osoby, które myślą, że miło sobie posiedzą z zamkniętymi oczami. Jakież jest ich rozczarowanie, kiedy w szkołach Iyengarowskich może boleć przy samym tylko siedzeniu. Gdzież tu miejsce na relaks?
2. Grupy kobiece i tylko kobiece – początki jogi to mężczyźni i prawie wyłącznie mężczyźni. Na warsztatach dowiedziałem się, że to prawda, ale zawsze jest jakieś „ale”. W sztuce dawnej znajdziemy kobiece sylwetki w asanach/pozycjach, a więc również zdarzały się wyjątki (a może nie wyjątki?) kobiet mających kontakt z jogą. Tak czy owak rewolucyjnym posunięciem Iyengara wiele lat później było nauczanie także płci pięknej. W Polsce gołym okiem widać, że mężczyzn uczęszczających na jogę jest znacznie mniej. Przez kilka lat chodziłem do szkoły, gdzie mężczyźni byli raczej rodzynkami, a kobiety stanowiły większość. Odbywały się czasem zajęcia tylko dla kobiet (nie było takich zajęć tylko dla mężczyzn). Często spotyka się też wyjazdy w tzw kobiecym gronie. Jak to się ma do jogi? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. W każdym razie, póki co jogę praktykuje zdecydowanie więcej kobiet i to jest fakt. Nie byłem rzecz jasna na wyjeździe dla kobiet, ale zdarzyło mi się przez omyłkę wpaść na takie zajęcia. Niczym nie różnią od tych bez podziału na płcie, poza tym, że można więcej wytłumaczyć kwestii związanych z anatomią i fizjologią kobiecą. Facetom ta wiedza w żaden sposób nie zagraża. Natomiast dziewczyny czują się często swobodniej, kiedy na sali nie ma mężczyzn. Na wyjazdach – mogę się tylko domyślać – że poszukują tego samego detoksu od płci przeciwnej, jak panowie zamykający się np. w klubach motocyklowych MC. Poza tym takie grupy to też dobry pomysł biznesowy. Nie rozumiem jednak, co mają wspólnego z jogą.
3. Ludzie, którzy są zafascynowani filozofią buddyjską, hinduistyczną, bądź kulturą Indii. W grupach początkujących praktycznie nie spotkałem takich osób, które były poważnie zainteresowane zgłębieniem filozofii. Wśród nauczycieli tylko jeden podał fascynację filozofią wschodnią, jako pierwszy i podstawowy powód rozpoczęcia przygody z jogą. Znam nauczycielkę, która z wykształcenia jest indianistką. Tacy nauczyciele są kopalnią wiedzy. Sporo uczniów zaawansowanych, szczególnie tych po kursach nauczycielskich z czasem zaczyna się interesować historią, filozofią jogi i mają wiedzę. No właśnie, wiedza jest, tylko – to moja opinia – ze zrozumieniem niekoniecznie dobrze. Mamy wśród „zaawansowanych” sporo osób podchodzących do tematu krytycznie, ale też i takich zachowujących się jak członkowie wyimaginowanej sekty Iyengara. Czy można być nauczycielem jogi nie wierząc np. w duszę, krąg wcieleń i szeroko pojętą duchowość? Wydaje mi się, że oczywiście, że tak. Niestety lepiej się do tego nie przyznawać. Byłem na warsztatach, gdzie nauczyciel zaproponował, że jeśli ktoś uważa, że jest śmiertelny, albo nie ma duszy, to powinien opuścić zajęcia. Zostałem na sali, ale piszę te słowa na blogu i one może dojdą tam, gdzie powinny. Tak jak zawsze, zastanawiało mnie ilu księży katolickich naprawdę wierzy we wszystko, co głosi i podobnie zastanawia mnie, ilu ludzi śpiewa sutry z pełnym przekonaniem o ich słuszności, ze zrozumieniem i chęcią wcielania w życie. Odpowiedzi nie znam. Dla mnie samego uczenie się, doświadczenie choćby wibracji od ładnie wybrzmiałej na zajęciach sylaby OM jest miłym przeżyciem, o ile ktoś nie uważa, że powinienem przy tym świecić. Nie będę. I jest całkiem sporo osób, które ma podobnie.
4. Nauczyciele – marzeniem wielu osób, z tzw grup zaawansowanych (ale też i po pół roku ćwiczenia) jest stanie się nauczycielami. Niektórzy widzą w tym szansę na biznes (wcale nie taki prosty, jak się wydaje), dla niektórych to naturalny etap w ich rozwoju, dla innych fetysz, albo pasja i marzenie. Wreszcie mamy nauczycieli, którzy sami różnie rozumieją jogę, przyszli do tego świata z różnym bagażem doświadczeń oraz umiejętnościami i wiedzą. Na swojej drodze spotkałem wielu wspaniałych prowadzących, których z chęcią bym wymienił, ale boję się, że musiałbym to zrobić w jakiejś kolejności, albo okazałoby się, że o kimś nie napisałem. Korzystałem z zajęć kilkudziesięciu osób i bardzo sobie cenię właśnie to, że miałem taką szansę. Słyszałem wiele świętych przykazań, że nie powinno się zmieniać nauczycieli, albo na sali powinno się zmieniać miejsce. Robię z premedytacją dokładnie na odwrót. Mam swoje ulubione miejsca, a do nauczycieli chodzę, kiedy tylko mogę – różnych, starając się wybierać tych, od których mogę najwięcej – brzydko mówiąc – wyciągnąć. Są śród nich tacy, którzy mnie rozkładają na łopatki swoją mądrością, zrozumieniem, uwagą, pasją i skupieniem na uczniu. Ale nie jest tak zawsze. Jest takie powiedzenie, że znalezienie dobrego nauczyciela jest trudne, ale jeszcze trudniej znaleźć dobrego ucznia. W świecie, gdzie każdy chce być nauczycielem ta prawda jest może jeszcze bardziej jaskrawa. Żeby zostać nauczycielem jogi Iyengara trzeba przejść przez tzw mentoring (który budzi mój opór), wprowadzony w miejsce kursu nauczycielskiego, a następnie zdać egzamin. Oczywiście trzeba to zrobić, jeśli ktoś chce faktycznie mieć prawo do użycia nazwy Iyengara w nazwie metody. To nie kończy procesu nauki. Nauczyciel też musi pozwolić sobie być uczniem, inaczej się zapadnie i przestanie się rozwijać. W prowadzących widzę ludzi ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Przy wysypie tylu infuencerów mówiących jak żyć i mających mocne przekonanie, że znają na to pytanie odpowiedzi trudny jest dla mnie do przyjęcia fakt, że część nauczycieli nie obserwuje, do kogo kieruje swoje rady i nie zawsze trafione oceny. Jest też oczekiwanie, że adepci jogi, zawierzą nauczycielom, puszczą swoje ego i pozwolą się poprowadzić. A co jeśli nauczyciele nie potrafią puścić swojego ego? Co wtedy, kiedy wspomniane ego, którego ja mam się wyzbyć, jest wyganiane przez ego mistrza, nim on jeszcze wejdzie na salę? Czego szuka taki nauczyciel? Czego szukają u takiego nauczyciela uczniowie? Ja nauczyłem się przymykać oko na czyjeś ego, bo wcale nie musi przeszkadzać w byciu dobrym nauczycielem i prowadzeniu innych. A moja filozofia zawiera się w czterech słowach, których nie traktuję fanatycznie: no gods, no masters. Tak, oczywiście, nie jest ona jogowa.
5. Grupa zaawansowana – dla mnie najciekawsza grupa, bo to zbieranina ludzi z dokładnie wszystkimi możliwymi powodami, celami. Są ludzie, którzy traktują jogę fizycznie i nie mają ochoty poznawać jej od strony historii, filozofii. Nie chcą wchodzić głębiej. Dla większości – myślę – joga to znakomita forma ruchu, rehabilitacji, utrzymania ciała w zdrowiu, przygotowania się na starość. Osoby te zrażają się często ortodoksyjnym podejściem do jogi i aspektem duchowym. Czasami je to drażni, czasami śmieszy. Ale są też takie osoby, które medytują, łączą jogę z różnymi systemami filozoficznymi, również z paranauką tyczącą samorozwoju i psychologii. Są ludzie, którzy potrafią spędzić na macie lata i nie odezwać się ani słowem do nikogo obok na sali. Dla mnie jest to osiągnięcie zupełnie nie do odtworzenia. Są osoby, które szukają odskoczni od pracy. Fascynujące jest to, że ludzie potrafią na warsztatach się popłakać i nie jest to rzadkością. I nie, nie śmieszy mnie to, bo ludzie cierpią i szukają ukojenia dla swojego bólu. To dobrze, że jest miejsce, gdzie mogą popuścić lejce. Społeczność jogowa jest bardzo różnorodna. Znam przypadek jogina-nauczyciela który od strony technicznej jest rewelacyjny, ale joga skleiła mu się z nacjonalizmem, ONRem i Grzegorzem Braunem. Można? Ja w jodze zawsze szukałem „wpierdzielu” fizycznego. Ale szukając wpierdzielu doceniłem pranajamę (ćwiczenia oddechowe), które pozwoliły mi oddychać w pozycjach skręconych w chińskie s, doceniłem savasanę – pozycję trupa, w której trzeba nauczyć się puścić wszystko, czasami zaufać, doceniłem również ahimsę – nie krzywdzenie nie tylko innych, ale i siebie. Natomiast wciąż kocham ogień na zajęciach i ciężko mi zrezygnować z ego. Jestem na tym etapie, na którym nie muszę udawać, że jest inaczej. Mam taką swoją grupę, z którą ćwiczymy, a zaczynaliśmy przed pandemią od zera. Myślałem, że to po dwóch tygodniach się skończy, ale trwa do dzisiaj i często odbywa się każdego dnia po 15-30minut. Widzę, jak ogromne postępy zrobiła moja grupa i ze zdumieniem zobaczyłem, że największy problem mają z pozycją trupa. Nie potrafią się wyłączyć na 5minut. Dzięki temu dotarło do mnie, ile sam przeszedłem, zupełnie tej zmiany nie zauważając. Wiem, że nie tylko ja ćwiczę jogę z innymi. Są ludzie, którzy chcą tą pasją się dzielić, chodzą na warsztaty, uczą się. I siedzą cicho nie przyznając się do tego, co robią. I też moje pytanie dlaczego?
6. Struktury – joga to w końcu też wiedza, umiejętności i pewien standard, który trzeba utrzymać. Nieumiejętne prowadzenie grupy może skończyć się tragicznie i nie są to słowa na wyrost. W Polsce powstało dlatego stowarzyszenie jogi Iyengara, żeby wypracować standardy uczenia, wykształcić dobrych nauczycieli, dzielić się wiedzą. Żeby ludzie z zewnątrz czuli się bezpiecznie trafiając do certyfikowanej szkoły. I znowuż jesteśmy ludźmi. Część bardzo dobrych nauczycieli nie działa w stowarzyszeniu. Byłem zdziwiony tym, że jedna z największych szkół w Warszawie nie jest wymieniona na stronie stowarzyszenia. Dlaczego? Mają swoje racje, stowarzyszenie też. Korzystam z wiedzy i jednych i drugich, obserwuję i wiele rzeczy mi się podoba, a wiele mnie odrzuca. I w strukturach i poza nimi. To pokazuje, że zawsze jesteśmy ludźmi, nawet tuż przed oświeceniem. To ani wada, ani zaleta. Po prostu trzeba się z tym pogodzić. A co to ma do tematu poszukiwań w jodze? Struktury, szkoły, społeczność jogowa jest całością i nie da się rozwijać bez wchodzenia w to wszystko.
7. Zdrowie – jeszcze kilka lat temu chirurdzy przestrzegali przed jogą, a część parafii katolickich wywieszała ogłoszenia na tablicach straszących opętaniem podczas takich zajęć. Opętań nie doświadczył nikt, kogo znam. Zmieniło się zdecydowanie podejście lekarzy, którzy zaczęli doceniać jogę. Elementy jogi są wykorzystywane w rehabilitacji i oficjalnie tego już nikt nie ukrywa. Jeśli trafiliśmy do szkoły z dobrym nauczycielem jogi Iyengara, to mała szansa, żebyśmy nie zauważyli pozytywnych efektów dla zdrowia. Jest to jedna z głównych przyczyn pojawiania się na macie wielu joginów, szczególnie w starszym wieku. Pozwala zachować siłę, elastyczność, mobilność. Sam mam sporo problemów pourazowych, których rehabilitacja przez NFZ była chichotem i niczym więcej. Po złamaniu i skręceniu nogi lekarze zaproponowali mi, żebym w ramach dochodzenia do zdrowia każdego tygodnia dociskał ją bardziej o 20%. Mam problem w kolanami, stopami, kręgosłupem. Tylko, że teraz mogę już bez większych problemów usiąść na piętach bez rozerwania kolan, mogę stać na nodze po złamaniu i pracować nad jej stabilnością i mógłbym tak wymieniać. W grupie, którą sam prowadzę widzę, jak się zwiększyła świadomość ciała, jak ludzie zwiększyli zakresy, siłę. Przede wszystkim sami czują, że to działa, bo chcą ćwiczyć. Wychodzimy z sytuacji kryzysowych z bólem, z problemami. Dlatego nie dziwię się, jeśli jest to jedyny powód, dla którego ludzie mają kontakt z jogą. A co do katolików – są też i nauczyciele, którzy są katolikami. Joga raczej im nie szkodzi.
8. Ludzie starsi – mogę cytować różne powiedzenia nauczycieli, że początkującymi jesteśmy przez pierwsze 30 lat, że praktykować trzeba codziennie po 6 godzin, że dzień bez 30 mostków jest dniem straconym, że rozwijamy swoje możliwości do 50-tego roku życia, a potem próbujemy utrzymać, to co mamy i ograniczać spadek możliwości. Niezależnie od tego, czy adepci zdążyli zacząć jeszcze budować coś przed 50-tym rokiem życia, czy zaczęli później i tak doświadczą dobrodziejstw opisanych z punkcie 7. Joga po prostu działa. Znam wiele osób, które są sporo starsze ode mnie, a prezentują poziom dla mnie nieosiągalny. Znam też i takie, które zaczynają późno i zostają potem na zajęciach. Wiek nie jest przeszkodą. Wiek jest nawet wskazaniem.
Zatem czego szukają ludzie w jodze? Zdrowia, radości, szczęścia, spełnienia, pasji. Podobno niektórzy oświecenia. Tak czy owak – nie są to złe rzeczy. Dlatego jeśli jeszcze nie spróbowaliście, jak to jest na macie – polecam. To może być przygoda na lata. Zawsze mnie trochę śmieszyło, jak ktoś mówił na warsztatach o „doświadczaniu”. A teraz mogę sam powiedzieć, że doświadczam, oddycham, żyję. I wciąż jeszcze szukam w jodze ognia.